poniedziałek, 19 stycznia 2015

GRAŻYNA PLEBANEK "DZIEWCZYNY Z PORTOFINO"








Kiedy czytasz okładkową zapowiedź, myślisz sobie: ot, obyczajowe ciastko z dziurką, dla relaksu, do poczytania z braku lepszej propozycji. A wewnątrz niespodzianka. A wewnątrz uczta.

Chyba żadna rodzima pisarka nie potrafi tak szczerze, tak doszczętnie odkłamywać codzienności. Grażyna Plebanek jest tu wyjątkiem. Jest zresztą wyjątkiem w innych przestrzeniach literackich. Podnosi trudne, niewygodne tematy, jak oszczepem rzuca między oczy obrazy rzeczywistości, w których ani klisz nie znajdziesz, ani masek, ani cukru pudru. Zamiast tego jest naga, brutalna albo piękna prawda ludzkiego losu. Popękane ściany, łatane, cuchnące podziemia i eleganckie pokoje. Jest wszystko, co wypełnia filiżankę życia. I fusy i aromatyczna kawa.

Nikt, jak Grażyna Plebanek nie potrafi w ponowoczesnej epoce błądzenia w żywiole prawdy, pisać o kobietach i o ich relacjach. Nikt z taką autentycznością i bez cukierkowego uśmiechu nie staje w obronie kobiecej przyjaźni i solidarności. Nikt tak w nią nie wierzy. Pisarka-feministka nie umieszcza swej sympatii dla kobiet w klatce dla wściekłych tygrysic. Nie patrzy na mężczyzn z góry. Nie mówi: „Zobacz, mam macicę, a moja macica to najważniejsze naczynie. Bez mojej macicy nie byłoby ciebie ani twoich zepsutych koleżków”. W szczelinach relacji międzypłciowej, które wykazują tendencje wzrostowe, szuka zwężeń, w których można położyć spoiwo. Szuka dialogu, bo wierzy w jego możliwość. Tak głęboko jak jest pewna pełni więzi między kobietami.

Cztery przyjaciółki z blokowiska. Cztery kalekie biografie. Tu ojciec opozycjonista wierny Sprawie, ale nie żonie. Tu ojciec lekarz, puch i koronki, ale bez matki całującej na dobranoc. Tu alkohol roztrzaskujący rodzinę. Tu przemoc i uległość wobec przemocy w imię fałszywie pojętej przysięgi. Na dobre i na chore, aż moja głowa spadnie pod twe nogi, aż będziesz mógł ją obnosić jak siostrę głowy Jana Chrzciciela. Salome była szczęśliwa, ty też będziesz, mężu. Bo ci ślubowałam.

Jedni mieszkają między nogami obcych kobiet, drudzy w butelce, trzeci w pracy, ostatni pod łóżkiem zmieniają się w kłąb krwi i szmat. W takim świecie dorastają dziewczyny. Agnieszka od lekarza, Beata od niewiernego, Mania od pijaków i Hania od kata. Jaką mają szansę uwierzyć, że ich dorosłość będzie inna, że wybiorą lepiej, mądrzej, że rozpoznają prawdę i że się sobie nawzajem nie zgubią?

 Gubią się. Są tajemnice. Są kłamstwa. Są pożegnania. Są niechciane ciąże, ciąże przerwane i ciąże donoszone. Są najtrudniejsze wybory. Grażyna Plebanek nie mówi „tak” aborcji. Mówi „tak” wolności, która jest wyborem. O moralności lub jej braku nie mówi, bo nie poddaje tych decyzji ocenie. Zresztą żadna z jej bohaterek nie pozbywa się kiełkującego dziecka jak niechcianego włoska nad górną wargą. Pomiędzy zdaniami snują się dymy, czujemy ich zapach, zapach cierpienia.

Przyjaciółki z Portofino są żywe, czujące, obecne nie na kartach książki, ale gdzieś blisko, za ścianą albo w fotelu obok. Są trójwymiarowe, mają sprecyzowane osobowości i wyraźnie zarysowane profile charakterologiczne. Opowieść o nich jest historią wielu z nas. Stają się dla nas ważne jak koleżanki z dzieciństwa, jak dawno niewidziane, a wciąż bliskie towarzyszki szczenięcych lat.

Bohaterki powieści Grażyny Plebanek odnajdą to, co zgubione. Odnajdą to, co zostało wystawione na próbę. Odnajdą zamurowane drzwi do przyjaźni i skruszą je. Już ich nie zamkną. Bo głębia, która istnieje między nimi ma mocny fundament. Dziewczyńskiej jedności, porozumienia emocji, hormonów, czucia i świadomości, że pokrewieństwo to nie krew, ale więź.

Mądra książka. Napisana przez tę, która biegnie z wilczycami.

2 komentarze:

  1. coś czuję, że czytanie Twojego bloga będzie mnie słono kosztowało...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kłaniam się. PS Ale uprzedzam lojalnie, że będzie też o książkach, których nie poleciłabym nawet wrogowi, albo wyłącznie wrogowi. I liczę, że mnie kto zbeszta, że czytać nie umiem. :)

      Usuń