wtorek, 26 stycznia 2016

KAREN THOMPSON WALKER "WIEK CUDÓW"


















Niekiedy dzieje się tak, że powieść, której narratorką jest nastolatka, tylko z pozoru przeznaczona jest dla młodego odbiorcy. Niekiedy nastoletni głos dociera do głębszych rejestrów dorosłej duszy. Dostraja się do niej, dźwięczy w niej wyższym tonem niż opowieść snuta przez osobę dojrzałą i wprost dla dojrzałej przeznaczona.

     „Wiek cudów” to przejmująca relacja jedenastoletniej Julii z czasu nad przepaścią. Pewnego dnia Ziemia zwalnia bieg, czas traci definicję, zegary gubią sens, życie na zielonej planecie odbija się w krzywym zwierciadle. Doba z dnia na dzień poczyna się wydłużać, wariuje grawitacja, pole magnetyczne pęka w szwach, światło słoneczne z błogosławionego staje się przeklęte. Deszcz martwych ptaków, śnieg w środku lata, śmierć zieleni; wszystko opowiada kres czasu, jaki był znany i jaki był bezpieczny. Trzeba się zredefiniować. Trzeba się dopasować. Albo odpaść z umierającego drzewa przed innymi owocami.

      Opowieść Julii snuje się delikatnie, cicho i powolnie, jak powolny jest ruch planety pod jej stopami. Opowieść Julii przeraża, bo może stać się twoim i moim udziałem. Nieoczekiwanie. Jutro. Wbrew nauce. Wbrew wiedzy. Wbrew logice. Jak szyderczy śmiech wrogiego nagle słońca.

     Opowieść Julii uwodzi psychologiczną prawdą i finezją języka. Łagodnością dziecka, któremu przyszło przed czasem dorosnąć. Przenikliwością właściwą nastoletniemu, wszędobylskiemu obserwatorowi.

     Kiedy czas poczyna wypadać z utartych kolein można się dostroić do jego codziennej odmienności albo próbować iść po jego zacierających się śladach. Zostać w znajomej kapsule, ignorować zmiany, żyć pomimo. Trzeba dokonać wyboru. Budować przyszłość, póki można ją budować. Nawet w narastającym złowrogim promieniowaniu, wśród martwych waleni zalegających na plażach, wśród martwych roślin, wśród wydłużającej się nocy i piekła nastających po nocy dni.

     Julia, nieśmiała, wrażliwa, samotna, w coraz bardziej skarlałej rzeczywistości próbuje odnaleźć siebie i swoje miejsce. Próbuje wydostać się z kokonu jedenastolatki w motylą dziewczęcość. Dopuszcza do głosu uczucia i emocje, które mają nikłe szanse przetrwać pomiędzy chłodnym mrokiem a wirem słonecznej burzy. Przygląda się, jak wokół niej rozpada się świat. Przyjaźń, w którą ufała, umiera nagle i bezpowrotnie. Miłość rodziców zostaje wystawiona na próbę i długo nad losem rodziny trwa złowrogi znak zapytania: co dalej? Przebudzone, nastoletnie serce kieruje swój rytm w stronę, z której nie spodziewa się odzewu, ale go otrzymuje i Julia zostaje wyrwana z samotności do cudownego czasu wzajemności. Wzajemność trwa, dopóki nie zmiażdży jej słońce. I nie rozdzielą kilometry.

     Wbrew prognozom i apokaliptycznym wieszczbom życie na coraz bardziej pustynnej planecie trwa. Julia dorasta. Znów samotna. I mimo wszystko pełna nadziei. W cieniu dawnych demonów, po których zostały puste parcele. W cieniu odrodzonej miłości rodziców: z tęsknotami ojca i z lękami matki, z echem obecności dziadka, który przegrał wcześniej niż mógł i chciał. Z tętnem niezapomnianej pierwszej miłości, która wyżłobiła głęboki ślad w jej biografii. Miłości, która zaświadczyła, że żadna zagłada nie zabroni człowiekowi kochać.

      Co zrobić z miłością, od której nas oderwano? Która była nam dana na krótko, a wystarczająco, by zakorzenić się w tkance doznań i w wewnętrznej prawdzie? Co zrobić z miłością na planecie osuwającej się w śmierć?

       Julia wie. Wie to każde dziecko.


   ****************************
   
                    Za możliwość przeczytania książki dziękuję:




















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz