poniedziałek, 2 marca 2015

ANNIE M. G. SCHMIDT "JULEK I JULKA" TOM 1-5



„Julek i Julka”, krótkie opowiastki zebrane w pięciu tomach to rzecz fenomenalna. Rzecz absolutnie fenomenalna, dodam egzaltowanie. Dwoje dzieci, pies Patyk i kot Kruczek. Rodzice. I otoczenie. Oraz zdarzenia niepojęte. Zdarzenia zupełnie dorzeczne i wiarygodne dla obecnych czterdziestolatków jako byłych dzieci i równie niedorzeczne i nieprawdopodobne dla tych samych czterdziestolatków jako dorosłych. Zwłaszcza dorosłych rodziców.

To, co dzieje się w czterech ścianach jest wyobrażalne, znajome i zachwycające. To, co dzieje się poza bezpiecznymi gniazdkami domów wymyka się wyobraźni współczesnego rodzica. Bo Julek i Julka pomysłów mają niewyczerpany skarbiec i to, co wyprawiają pod okiem rodziców może tylko bawić. Ale niespożyty skarbiec otwiera się Julkowi i Julce także poza domem i wówczas dzisiejszemu rodzicowi mina rzednie i włos zaczyna się jeżyć.

Julek i Julka nie mają powodów do niepokoju, nie muszą nikogo i niczego się obawiać. Wyjątek, dla równowagi jedynie, stanowi gospodarski kozioł. Poza tym idylla. Świat, o jakim może daremnie marzyć dziecko naszych czasów, świat jaki był udziałem dzieci epoki przedkapitalistycznej. Julek i Julka wędrują światem kiedy chcą i dokąd chcą. Samodzielnie robią zakupy, wizytują okolicznych gospodarzy i sadowników, przemierzają ulice miasta, jeżdżą z mleczarzem i rozwozicielem szczotek. Ich życie podlega jedynie prawom dnia i nocy. I nielicznych zasad, egzekwowanych przez rodziców. Zawsze z uśmiechem, zawsze z wielką dozą pobłażliwości.

Julkowi i Julce można zazdrościć. Pięknej przyjaźni, w której chłopcu zdarzają się dziewczyńskie pomysły, ale nikt nie wrzeszczy mu nad uchem o ideologii gender i nikt go nie indoktrynuje. Julka miewa pomysły chłopackie i też nikt jej z batem nie ściga. Dzieci mogą być dziećmi, to ich najcenniejszy skarb.

Julek i Julka są dziećmi konkursowymi. Wzorcowymi. Są głodni życia i świata, wszędobylscy, nieustraszeni, zuchwali i łakomi. Jedzą i jedzą, do bólu brzuszka, do szampańskiej radości, bo przecież było warto. I całymi sobą krzyczą do czytelnika: „Gdzie leziesz?! Wracaj z tej nudnej dorosłości! Przypomnij sobie, jak świetnie być dzieckiem!” I wiecie co? Chce się ulec temu wołaniu. Przeciąć siatkę dzielącą od posesji sąsiada, przeleźć, rozdzierając spodnie. Chce się jeść zielone jabłka, skakać po kałużach, mieć za nic odświętne odzienie i po prostu BYĆ SZCZĘŚLIWYM!

Kiedy współczesnemu rodzicowi na tle samotnych wycieczek kilkulatków chwieje się wszystko i brakuje tlenu, dzieje się tak nie z przerażenia, nie z niezgody na fabularne zwroty proponowane przez Autorkę. Dzieje się tak z nostalgii, z dojmującej tęsknoty za minionym beztroskim czasem. Za epoką błogostanu, o której dziś może jedynie czytać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz