piątek, 13 marca 2015

MONIKA SZWAJA "ANIOŁ W KAPELUSZU"






W światach kreowanych przez Monikę Szwaję zawsze jest przytulnie. Co ciekawe, nawet, jeśli powieściowe zdarzenia są w najwyższej mierze nieprawdopodobne; nawet, jeśli podczas lektury człek kręci głową i mruczy pod nosem „to się nie mogło zdarzyć w żadnym czasie”, nie ma ochoty opuszczać tej kawiarni. Bo istotnie, książki Moniki Szwai są jak ulubiona kawiarnia: wpadasz z ulewy, walczysz z wichurą, żeby drzwi domknąć, a tu ciepło, kawa paruje, ludzie przy sąsiednich stolikach uśmiechają się życzliwie. Rozpierasz się w fotelu, przymykasz oczy, kawa rozgrzewa, jest dobrze.

Po lekturze „Anioła w kapeluszu” było mi miękko i radośnie. Zdarzenia nieprawdopodobne, a opowiedziane tak przekonująco, że nagle zaczynasz dawać wiarę, że może, że jednak… I nic tu nie denerwuje. Mimo, że życie układa się w baśniowe fałdki, a bohaterowie są tak nierzeczywiście sympatyczni. Wszyscy są sympatyczni! Ci, co to w pierwszym odruchu budzą grozę, też dają się lubić. Możemy się litować nad ich głupotą, emocjonalną dysfunkcją, miałkością charakteru, ale to wszystko nie przeszkadza darzyć ich sympatią.

Jest sobie Jaśmina, stateczna pani profesor o dziewczęcym duchu. Jest sobie Miron z pokiereszowaną biografią. Jest Jonasz, który wedle swej nadpobudliwej ambicjonalnie matki Andżeli – zwanej nader trafnie Ędżi Piranią – musi być arcymistrzem w każdej możliwej dziedzinie i który, kolokwialnie mówiąc, „przegrzał się”. Miał prawo. Dziecko, które nie ma czasu być dzieckiem, bo musi być omnibusem oraz sportowym geniuszem, ma prawo się „przegrzać”. Ma prawo zdezerterować.

Jonasz dezerteruje w najlepsze ręce. Przez najkorzystniejszą dla niego koincydencję. Przypadki Jonasza rozwijają się bujnie i biorą w nich udział znani czytelnikom prozy Szwai bohaterowie: wiecznie niepoukładana Miranda, poetyczny Sasza, niezastąpiona Lila i pomocny Noel. A wszystko zmierza ku temu, by wyprostować kręte ścieżki Jonaszowych relacji z rodzicami, przy okazji układając los Mirandy oraz wprowadzając Jaśminę i Mirona do nowego, intrygującego etapu życia. Dzieje się wiele i szybko. Dzieje się entuzjastycznie i refleksyjnie. I może nawet Ędżi powita całkiem nowe wcielenie. Kto wie?

Lubię tę książkę, bo jest przykładem prozy obyczajowej, po której człowiekowi, jak Bułeczce z powieści Jadwigi Korczakowskiej „ciepło w sercu”. „Anioł w kapeluszu” to powieść idealna na kiepskie czasy. Odczarowuje złowrogi klimat, reanimuje mizerną kondycję współczesnego człowieka. Dodaje otuchy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz