piątek, 6 marca 2015

HARLAN COBEN "TĘSKNIĘ ZA TOBĄ"






Harlan Coben zaskakuje. Udowadnia, że w literaturze, niezależnie od wybranego przez pisarza gatunku, nie istnieją granice kunsztu. Powieści, którym recenzenci biją pokłony, a czytelnicy stawiają pomniki, mogą mieć jeszcze doskonalsze następczynie.

„Tęsknię za tobą” to thriller, którego się nie czyta, nad którym się nie zatrzymuje. Tu nie ma miejsca na antrakty. To książka, która czytelnika przeobraża w wygłodniałego rekina, w tygrysa bengalskiego, w warana z Komodo. Wgryzasz się w pierwsze słowo i przepadasz. Opychasz się kolejnymi stronami w tempie, o jakim nie miałeś pojęcia, że jesteś do niego zdolny. Trzęsiesz się, febra, kołdra na głowie, pięści zaciśnięte. Nie ma cię. Jesteś przerażonym dzieciakiem, pędzisz, a tu już ostatnie słowo. Rozglądasz się, dyszysz, żyjesz? Chyba, bo trzeba się mocno uszczypnąć, żeby zyskać pewność.

Detektyw Donovan, szlachetna, pełna pasji dziewczyna. Jej przyjaciółka Stacy, niebezpieczna: zjawiskowo piękna i błyskotliwie inteligentna torpeda w obłędnym ciele, która samemu Piekłu wydarłaby kotły. Niewinny żart i otwiera się paszcza przeszłości. Od tej chwili nic nie jest oczywiste. Dawno zapomniana twarz kochanego niegdyś mężczyzny. Tajemnice, głęboko zakopane, teraz podnoszą głowy. Ludzie znikają. Tropy prowadzą na manowce. W biurze Kat Donovan pojawia się zrozpaczony nastolatek. Jego matka przepadła i tylko Kat… A potem orkan uderza i w jego wirze gnamy na oślep ku łamaniu kolejnych kodów. Z pootwieranych wewnętrznych trumien sączy się ropa, rozjątrzone na nowo rany pieką. I żadna droga, o której myślimy, że jest właściwa, właściwa nie jest. Odnaleziony ukochany może opowiedzieć nieprzewidywalną historię, własny Ojciec okazuje się kimś, o naturze kogo nie mieliśmy pojęcia, zaginiona matka wykrwawionego emocjonalnie nastolatka odnajduje się w okolicznościach, po uświadomieniu których poczynają wypadać włosy albo nawet zęby. A wreszcie okazuje się, że jesteśmy konkursowymi kretynami, bo finał wprowadza nowe zamieszanie. I nie można zagrać Cobenowi na nosie: „a kuku, wiedziałem”. Nic nie wiedziałeś. Nadal nie wiesz.

2 komentarze:

  1. !!! Po takiej recenzji, nawet jeśli nie sięgasz zbyt często po literaturę tego typu - wiesz, że musisz koniecznie przeczytać. Brawo.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję. :)
    Jeśli chodzi o thrillery czytam jedynie Koontza i Cobena.
    Nawiasem, uświadomienie sobie skali własnego eklektyzmu czytelniczego może przerazić. :)

    OdpowiedzUsuń