ANNA JANKO "PASJA WEDŁUG ŚW. HANKI"
Nie lubię tej książki. Ba! Anny Janko za tę książkę nie lubię.
Rozkochała mnie w sobie Anna Janko "Dziewczyną z zapałkami". Po "Pasję
według św. Hanki" sięgałam z drżeniem, z ekscytacją, zachłannie. Pewna,
że mi ofiaruje nie mniej niż poprzednia powieść. A może więcej.
Tymczasem...
Tymczasem to była moja pasja. W znaczeniu fundamentalnym. Męka moja to
była, a każda strona powieści czyniła krzyż lektury cięższym. Uparłam
się nie odpuścić. Udręką zapłaciłam za to postanowienie. Dobrnęłam
posiniaczona i obolała intelektualnie i duchowo. Bałam się sięgnąć po
inne książki, z Anną Janko nie związane. Bałam się, że mi podobnym
żartem za zainteresowanie odpłacą.
Nie wiem, czym jest ta powieść. Pisana tak, jakby Autorka nie mogła się
zdecydować czy w stronę poezji, czy prozy dąży. Proza poetycka, poezja
uprozowiona, ni pies, ni czort. Piętrzą się metafory, plącze się
leksykalny ornament, rwie się na kanwie tęczowa przędza. I nie wiadomo,
jaki obraz mamy przed oczami. Jasno jest, czy wprost przeciwnie? Cierpi
obłożnie zakochana dziewczyna, czy nie cierpi wcale?
Język, który - nieco w swym galopie okiełznany, - mógłby uczynić tę
powieść wyjątkowo wartościową, staje się jej szubienicą. Ponosi Autorkę.
Gmatwa, zasnuwa mgłą, dekoncentruje.
Jestem wściekła na wspomnienie tej książki. Gdyby nie fakt, że nie była
moją własnością, wyleciałaby z okna w grząskie, wiosenne błoto.
Wściekłam się na język. Wściekłam się na chaos. Wściekłam się na
bohaterkę. Taka roznamiętniona, taka na stos się kładąca, taka
rozgorzała, a dziwnie bez barw, a płaska, a bez właściwości.
Za każdą z metafor, za każde z porównań należy się laurka. Za historię,
opowiedzianą tymi lingwistycznymi mozaikami i witrażami, należy się
chłosta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz