poniedziałek, 26 stycznia 2015

ANNA JANKO "PASJA WEDŁUG ŚW. HANKI"








Nie lubię tej książki. Ba! Anny Janko za tę książkę nie lubię.

Rozkochała mnie w sobie Anna Janko "Dziewczyną z zapałkami". Po "Pasję według św. Hanki" sięgałam z drżeniem, z ekscytacją, zachłannie. Pewna, że mi ofiaruje nie mniej niż poprzednia powieść. A może więcej. Tymczasem...

Tymczasem to była moja pasja. W znaczeniu fundamentalnym. Męka moja to była, a każda strona powieści czyniła krzyż lektury cięższym. Uparłam się nie odpuścić. Udręką zapłaciłam za to postanowienie. Dobrnęłam posiniaczona i obolała intelektualnie i duchowo. Bałam się sięgnąć po inne książki, z Anną Janko nie związane. Bałam się, że mi podobnym żartem za zainteresowanie odpłacą.

Nie wiem, czym jest ta powieść. Pisana tak, jakby Autorka nie mogła się zdecydować czy w stronę poezji, czy prozy dąży. Proza poetycka, poezja uprozowiona, ni pies, ni czort. Piętrzą się metafory, plącze się leksykalny ornament, rwie się na kanwie tęczowa przędza. I nie wiadomo, jaki obraz mamy przed oczami. Jasno jest, czy wprost przeciwnie? Cierpi obłożnie zakochana dziewczyna, czy nie cierpi wcale?

Język, który - nieco w swym galopie okiełznany, - mógłby uczynić tę powieść wyjątkowo wartościową, staje się jej szubienicą. Ponosi Autorkę. Gmatwa, zasnuwa mgłą, dekoncentruje.

Jestem wściekła na wspomnienie tej książki. Gdyby nie fakt, że nie była moją własnością, wyleciałaby z okna w grząskie, wiosenne błoto. Wściekłam się na język. Wściekłam się na chaos. Wściekłam się na bohaterkę. Taka roznamiętniona, taka na stos się kładąca, taka rozgorzała, a dziwnie bez barw, a płaska, a bez właściwości.

Za każdą z metafor, za każde z porównań należy się laurka. Za historię, opowiedzianą tymi lingwistycznymi mozaikami i witrażami, należy się chłosta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz