czwartek, 29 stycznia 2015

HARLAN COBEN "SZEŚĆ LAT PÓŹNIEJ"







Jeśli recenzentowi przychodzi do głowy szukać w znakomitej powieści niedociągnięć, znajdzie je niechybnie, ale czy ich istnienie - rzekome lub rzeczywiste -  wpłynie na istotną wartość książki? Wątpliwe.

No dobrze. Bądźmy wredni. Bądźmy radykalni. Krytyczni i upierdliwi w tym krytycyzmie. Drążmy. Że się Harlan Coben bezczelnie z Czytelnikiem droczy, sprzedając mu znane schematy. Że się Coben multiplikuje, że autoplagiaty ohydne popełnia, żadnego szacunku dla Czytelnika nie mając.

Pytanie: kto tego nie robi? Vonnegut, Kundera, Nabokov. Irving i Schmitt. Brać gatunkowa: nasza pięknej pamięci Joanna Chmielewska, i Koontz, i Lehane i inni w najlepszych swych powieściach autoplagiatami trzaskają radośnie. Świadomie, nieświadomie, znaczenia nie ma to najmniejszego.
Autoplagiat jest najlepszym przyjacielem płodnego pisarza i ganić go za to sensu nie ma.

Czy "Sześć lat później" na zbrodniczych wobec Czytelnika zabiegach traci? Wątpliwe. To, co może drażnić w korelacji z innymi powieściami Autora, decyduje o znakomitej jakości książki potraktowanej jako osobne zdarzenie literackie.

Coben ścisnął w garści najważniejsze narzędzia swego warsztatu pisarskiego i stworzył rzecz niemal doskonałą. Od pierwszego do ostatniego słowa napięcie jest takie, że człowiek portki trzyma i wokół ukradkiem się rozgląda, czy drapieżnik jakiś za kanapą nie czyha. Człowiek między słowami przepada, uczestniczy w opowieści, u boku bohatera głównego stoi, w kieszeni jego kurtki siedzi, albo zgoła w jego skórze.
Człowiek bohaterów wszystkich dogłębnie czuje, bo są narysowani z kośćmi, z mięsem, z bogatym, pulsującym wnętrzem, z mentalnością i uczynkami. Żadne tam bohomazy papierowe. Ludzie najżywsi, których dotykasz i z którymi piękne rzeczy albo okrucieństwa popełniasz, wciąż przy jednym tylko, głównym, stojąc.

Zakładki zjedzone, noc nieprzespana, historia przeżyta. Z trudem człowiek do rzeczywistości własnej wraca. I nagle wściekły jest. Nie że się historia skończyła, ale JAK się skończyła.

Zakończenie się Cobenowi nie udało. Gatunki się pokłóciły. Harlequinem zapachniało wstrętnie. Dreszcz nagły włosy na karku podniósł.

Zakończenie realnym jest minusem. Niewybaczalnym absolutnie. Ale nawet ono nie pozbawia książki znamion powieści wybitnej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz