czwartek, 22 stycznia 2015

HANNA KOWALEWSKA "TEGO LATA, W ZAWROCIU"




Ach, ta Matylda! Przygodę z nią zaczęłam przypadkiem od środka, od "Maski Arlekina". Jakże ona mnie wówczas drażniła. I przyciągała! Przyciągnęła do początku podróży przez losy własne i jej rodziny.

Hanna Kowalewska posiada niezwykły dar władania językiem. Język poddaje się jej w stopniu absolutnym. Jest jej wiernym sługą, podległym i wdzięcznym. Toteż każda opowieść Pisarki wabi i więzi, kusi i zniewala.

Matylda denerwuje. Matylda pociąga. Jest głęboko ambiwalentna. Jest skrajna. Ucieka od siebie, ucieka do siebie. Ucieka od rodzinnych opresji i coraz głębiej się w nie zanurza. Miota się w labiryntach rodzinnych historii i nie chce opuścić manowców, nawet jeśli jej stopy już dotykają wyjścia, a dłoń zaciska się na klamce.

Matylda chce i lęka się. Spogląda na siebie tylko po to, by się od siebie odwrócić. Jest pogubiona, zaplątana, choć wydaje jej się, że posiadła wszelką wiedzę.

Matylda emancypuje się. Mężczyzn traktuje instrumentalnie. Mają służyć jej ciału. Jeśli popieści męskiego ducha, to dla wzmocnienia poczucia wyższości. Zakocha się na przekór w tym, w którym nie powinna. Wyjdzie za mąż jeszcze bardziej na przekór, żeby sobie i pomnik postawić, i grób wykopać. Zawsze na krawędzi.

Wyemancypowana Matylda w istocie nie od mężczyzn się odgradza. Ucieka od kobiet, głównie od kobiet. Do jednej jest podobna za mało, do drugiej zanadto. Wszystkie te podobieństwa i niepodobieństwa kiereszują jej spokój i nie pozwalają dostrzec prawdy. Kobiety, od których ucieka i którym się sprzeciwia są jej do życia niezbędne. Zwłaszcza ta, która przywiodła ją do Zawrocia. Zwłaszcza ta, której nie rozumie.

W Matyldzie jest niepokój, głód poznania i jakaś utajona wściekłość. Wściekłość, że to co ważne nie tak się dzieje, jakby oczekiwała. Że wokół są pytania, a odpowiedzi mglą się i umykają.

Z Matyldą warto się spotkać. Warto dać jej szansę. Przeczytać JĄ w opowieści o niej. Zamyślić się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz