poniedziałek, 23 lutego 2015

MARKUS ZUSAK "ZŁODZIEJKA KSIĄŻEK"



Kiedy się czyta opowieść napisaną takim językiem, co jakiś czas zaglądasz na okładkę żeby się upewnić co do personaliów autora. Bo ten język już znasz. Znasz tok myśli, znasz ich kształt. Może kompozycja inna jest, może kompozycja stanowi jedyną dotykalną różnicę, ale poza nią styl jest bliźniaczy z właściwym Ericowi – Emmanuelowi Schmittowi.

Jak opowiedzieć o książce genialnej, by jej nie unurzać w pierzynce lukru? Jak oddać jej wartość, jej osobną jakość? Nie wiem. Plączą się litery, nie chcą układać w słowa, słowa są zbyt mizerne, by zbudować pomnik dla jakości. Jak wznieść pomnik nie wpadając w wąwóz chaosu?

W tej historii najbardziej wyraziste jest piękno. Piękno ujęte w proste, dopełnione, pewne zdania. Bez nieprzemyślanych znaków. Bez zbędnych gestów. Piękni są bohaterowie. Wszyscy. No, może poza Hitlerem. Piękna jest wojna, przeżywana przez rosnącą i dojrzewającą Liesel i wszystkich, którym przyszło jej towarzyszyć. Piękna jest Śmierć. Śmierć snująca tę wstrząsającą opowieść. Śmierć zaplątana w zdarzenia, oplątana ludzkim losem. Śmierć czująca, współodczuwająca. Z nadpękniętym od czułości sercem. Z ramionami pełnymi dusz, których wolałaby nie przyjmować. Śmierć tak bliska nagle, tak w przedziwny sposób ciepła i drżąca, że chciałoby się ją przytulić i ukoić. Powiedzieć: „To nie twoja wina”.

Piękni są ludzie i piękne relacje. Nabrzmiałe sensem. Pęczniejące od emocji. I od wewnętrznego autentyzmu. Nawet na dnie brutalności czai się miłość. W świecie Liesel i otaczających ją ludzi wojna nie odziera z miłości, nie doprowadza do jej skarlenia. Miłość rośnie jak drzewo w rysunkowym opowiadaniu Maksa. Rozprzestrzenia się, rozwarstwia, żeby scalić. Olbrzymieje. Jest czuwająca miłość Hansa, szorstka miłość Rosy, cicha i wdzięczna Maksa, pytająca i niespokojna Liesel, pożądliwa i zachłanna Rudiego.

Wspaniale narysowana postać poczciwego, jasnego Hansa z akordeonem, z poświęceniem, z trwaniem. Rosa, burkliwa, pokrzykująca, z sercem bardziej pojemnym i gorętszym niż piec hutniczy. Ze słonecznym sercem, które w noce bez Hansa tuli akordeon i czeka. Frau Hermann, która dzieli z zachłanną Liesel to, co najcenniejsze: dostęp do słów. Rudy, który we śnie zatrzyma się w biegu po jedyne laury, na których mu zależy: niedopełniony pocałunek.

I Liesel. Złodziejka Książek. Owładnięta miłością do słów i czułością wobec ludzi. Dziecko, które niesie ze sobą ocalenie nawet wówczas, gdy ocalić nie może. Cudowna, świetlista dziewczynka, którą chciałoby się wyrwać z kart powieści i przytulić. Uratowana przez słowa. Dla słów i tylko dla nich.

Jest jeszcze coś. Narracja antycypująca. Narracja, która przepowiada to, co nastanie. Karkołomny pomysł. Tak się wydaje. Bo jaki sens zagłębiać się w opowieść, w której na pierwszych stronach objawia się finał? A jednak, a mimo to. Idziesz. Musisz. Bo od pierwszych słów kochasz małą Liesel, jej umierającego brata, jej odchodzącą matkę i każdego, kto się zaraz, za rogiem pojawi. No, może z wyjątkiem Hitlera.

3 komentarze:

  1. Książka-legenda. Muszę w końcu ją poznać... Muszę przeczytać, by skonfrontować z recenzją i Twoimi słowami, że wojna jest piękna... Nie zrozumiem, jeśli nie przeczytam...

    OdpowiedzUsuń
  2. to jedna z najpiękniejszych książek jaką miałam okazję przeczytać.poruszająca, do głębi przejmująca i nietuzinkowa chociażby dlatego,że narratorem jest śmierć…

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniała recenzja! oddaje całe piękno książki, w której jestem zakochana od pierwszych słów. Smakowałam ja długo i chociaż minęło kilka miesiecy, wciąz jestem pod jej ogromnym wrażeniem. Doskonale ujęłaś ten smak :)

    OdpowiedzUsuń